poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział XIV czyli jak Król Julian potrafi zniszczyć piękne sny

- Wstajemy, wstajemy, kto rano wstaje, temu co? Wstawaj no, wstawaj! Ssiesz kciuka?– odezwał się o siódmej rano budzik farmaceutki, a raczej głos Króla Juliana ze słynnej kreskówki.
- Boże, już siódma – jęknęła, odwracając się do śpiącego obok niej napastnika Balugrany.
- Hej, kochanie – przywitał ją słodko i złożył na jej ustach namiętny, acz delikatny pocałunek.
- Hej – uśmiechnęła się na takie powitanie.
            Dziewczyna po chwili wstała, wzięła prysznic, założyła czyste ciuchy, a kiedy jej druga połówka poszła się odświeżyć, przygotowała śniadanie. Piłkarz po wyjściu z łazienki zakradł się za plecy swojej ukochanej i delikatnie ją przytulił. Ta odwróciła się, założyła ręce na jego szyi.
- Co jest? – zapytała uśmiechając się kokieteryjnie.
- Nic. Pomyślałem tylko, że fajnie byłoby spędzić z tobą cały dzień. Co o tym myślisz?
- Fajnie, fajnie. Tylko, że ja za 40 minut muszę być w pracy, a jeśli się nie mylę, to ty za godzinę masz trening – zauważyła.
- No tak… - spochmurniał nieco – Ale już niedługo kończy się sezon, jeszcze miesiąc i będę tylko twój.
- Czyżby? Może do tego czasu ze mną nie wytrzymasz?
- Kochanie, zniosę wszystko, żebyś tylko była przy mnie. – pocałował ją namiętnie – A propos, za dwa tygodnie jest finał i pragnę cię poinformować, że już masz miejsce w naszym samolocie. Nie chcę słyszeć odmowy.
- Tak jest, kochanie – delikatnie wpiła się w jego usta.
- No i to mi się podoba.
            Po posiłku Neymar odwiózł Lilianę do pracy. Odprowadził ją do drzwi, odgarnął z twarzy włosy, pocałował i pojechał na trening.
- Uuu… Czyżby ktoś tu się zakochał? – zapytała ciekawsko pani Hernández, kiedy dziewczyna już założyła kitel. Liliana jednak tylko się zarumieniła w odpowiedzi – Widzisz, dziecko. A nie mówiłam, że piłkarze mojego synka to bardzo porządni i mili chłopcy?
- Tak, pani Hernández, miała pani rację. – odpowiedziała z uśmiechem – Tylko czasem zachowują się jak dzieci.
- Kochanie, to normalne, każdy facet ma w sobie coś z dziecka i czasem się tak zachowuje. – uśmiechnęła się porozumiewawczo – Z czasem się do tego przyzwyczaisz.

- Oby – westchnęła.






*******

Witam Was już w czternastym rozdziale! :D
Przepraszam, że taki krótki, ale nie miałam pomysłu na ten wpis... :/
Mam jednak nadzieję, że nie jest aż taki zły, co?
Piszcie, co sądzicie. ;)
Wierzcie mi, że Wasze komentarze mnie bardzo, ale to bardzo motywują.
Cieszę się, że jest coraz więcej odsłon bloga i że wytrwałyście ze mną aż do tego momentu.
Staram się dodawać rozdziały w miarę regularnie, ale wiem, że nie zawsze spełniam Wasze oczekiwania, za co bardzo chciałabym wszystkich przeprosić.
Cóż, miałam zamiar zakończyć tego bloga w 2014 roku, ale wiem już, że mi się to nie uda. I nie mam pojęcia, czy jest to dobra wiadomość, czy zła. Sami to oceńcie.
Pewne jest też, że nie wystartuję z nowym opowiadaniem w Nowy Rok.
Dokucza mi chwilowy brak weny, a najpierw chciałabym dokończyć historię Liliany i Neymara Jr.
Możecie się spodziewać, że nowe opowiadanie się pojawi, ale jeszcze nie wiem kiedy. Możecie być jednak spokojne, że Was o tym poinformuję zarówno na tym blogu, jak i na moim fotoblogu. :)
Nie mam pojęcia, kiedy dodam kolejny rozdział i obawiam się, że może to być już w 2015 roku... :/
Także korzystając z tego, że tu jesteście, chciałabym złożyć Wam życzenia noworoczne.
No to tak...
Szampana piccolo,
Brokatu na czoło,
Uśmiechu na twarzy,
Szampańskiej zabawy,
Życzeń serdecznych,
Wspomnień najlepszych
oraz braku kaca,
kiedy w Nowym Roku pamięć wraca! :p
Robaczki, życzę Wam z całego mojego bordo-granatowego serducha,
żeby wszystko się Wam ułożyło, żebyście nie zapomnieli o tym, że żyjemy przede wszystkim dla nas samych, a nie dla ludzi dokoła. Miejcie marzenia i uparcie dążcie do wyznaczonych sobie celów. Ciężka praca i wiara w siebie mają ogromną potęgę. Tak spełniają się marzenia!
Każdy ma czasem gorszy czas, ale musicie pamiętać, że życie jest tylko jedno i trzeba je przeżyć tak, żeby niczego nie żałować.
Ostatnio nie było ze mną najlepiej, ale dzięki wsparciu wszystko zaczęło wychodzić na prostą.
W przeciągu ostatniego miesiąca dostałam dwie bardzo ważne rady, a może przekazy...
Te dwie osoby uświadomiły mi, że wszystko mam przed sobą i nie mogę się poddawać.
Poczułam potrzebę zmiany i tak jakoś padło na moje włosy. :p
Niby nic, a jednak. Czuję, że dawna ja powraca. Że wraca moja pewność siebie.
Nie ma rzeczy niemożliwych.
Uwierz w siebie!
I've chosen to believe! <3
Dobra, wiem, że zanudzam, ale chciałam się podzielić z Wami moimi refleksjami. :)
Staliście się dla mnie przez ten krótki okres czasu bardzo ważni. ^_^
No to już nie przedłużam i do następnego wpisu.
Buźka dla wszystkich czytelników. :*

czwartek, 25 grudnia 2014

Rozdział XIII i oby nie pechowy malunek na ciele

            Neymar był bardzo zadowolony, że piękna farmaceutka zgodziła się pójść z nim w sobotę na randkę. <<Jak to dobrze, że wróciła. – myślał – Bez niej chyba bym zwariował. A tak idziemy jutro na randkę. Wyślę jej SMSa, żeby wzięła strój kąpielowy. Na bank będzie głodna po całym dniu pracy, więc najpierw zabiorę ją do tej fajnej knajpki przy plaży, a potem pójdziemy popływać.>> Rozmarzył się. Napisał do Liliany o stroju, a ona zapytała, czy ma jeszcze jakieś specjalne życzenia. <<No pewnie, że mam. – pomyślał – Napiszę jej, żeby upiekła mi to ciasto, które u niej już kiedyś jadłem. Ciekawe jak zareaguje.>>
            Fox była zdziwiona zachcianką napastnika. Mimo godziny 22:00 postanowiła je dla niego zrobić. Poszło jej dosyć szybko i o północy już smacznie spała, a śnił jej się ten brązowooki brunet…

***********

            Nazajutrz po odpracowaniu obiecanej ilości godzin młoda aptekarka popędziła do domu. Nie chciała się przecież spóźnić na randkę z Brazylijczykiem, a musiała się jeszcze wyszykować. Wzięła szybki prysznic, założyła czarny, geometryczny strój jednoczęściowy z River Island, a na to czarną spódnicę maxi i czarną luźną bokserkę z kolorowymi nadrukami. Zauważywszy, że zostały jej dwie minuty, założyła balerinki, chwyciła torebkę i zbiegła po schodach.
            Przed budynkiem czekał już jej partner na dziś. Po serdecznym powitaniu chłopak powiedział:
- Zabieram cię do fajnej knajpki, bo pewnie nic nie jadłaś – uśmiechnął się i otworzył przed nią drzwi.
            Po bardzo miłej i smacznej kolacji nadszedł czas na dalsze atrakcje. Mimo widocznego zmęczenia pięknej brunetki zawodnik Dumy Katalonii postanowił ją zabrać na plażę. Stwierdził, że będzie mogła tam odpocząć, ponieważ były jeszcze w tym mieście miejsca, w które ludzie nie zaglądali.
            Kiedy dotarli, piłkarz wyjął z bagażnika ręczniki i zaprowadził Polkę nad brzeg morza.
- Boże, jak tu pięknie – powiedziała uradowana dziewczyna.
- Słońce już powoli zachodzi…
            Stali tak wpatrzeni w przecudny pejzaż. Neymar powoli zbliżał się do Liliany, aż w końcu ją objął. Farmaceutka tonęła w jego ramionach. Chłopak wykorzystał nadarzającą się sposobność i delikatnie ucałował ją w policzek. A ona? Tylko się uśmiechnęła…
- To co? – Brazylijczyk zacierał ręce i zaczął ściągać koszulkę – Ściągaj to z siebie i idziemy popływać.
- Ty chyba oszalałeś! – krzyknęła wpatrując się w jego sześciopak – Przecież woda musi być zimna.
- Lepiej przekonać się na własnej skórze. No, nie daj się prosić – i wpatrywał się w nią tymi swoimi wielkimi, brązowymi oczami.
- Ty pierwszy – a ten jak na komendę wskoczył do morza.
- Chodź, nie jest zimna – krzyknął na zachętę.
            Dziewczyna zdjęła spódnicę, koszulkę, buty i wolniutko zbliżała się do wody. W końcu zanurzyła w niej nogi.
- Zimna! – wrzasnęła i chciała wrócić na plażę, lecz nie spostrzegła się, że tuż za nią znalazł się piłkarz, który szybko złapał ją w pasie, podniósł do góry, obrócił w kierunku głębin morza i nie wypuszczając z uścisku, zaczął tak z nią iść.
- Nie uciekniesz mi. Zaraz będzie cieplej – szeptał do jej ucha.
- Ney, już wystarczy – błagała, kiedy była już zanurzona powyżej bioder.
- Ok. – ale jej nie puścił, tylko odwrócił w ten sposób, że stali teraz twarzą w twarz – Ślicznie dzisiaj wyglądasz, wiesz? – uśmiechał się - Ładny masz strój.
- A ty kąpielówki – odpowiedziała na komplement, a ten w podziękowaniu podskoczył i zrobił głupawą minę.
- Wiesz, cieszę się, że wróciłaś do Barcelony – zbliżył się do niej nieco.
- Ja też. – rzekła cicho – Ney, przepraszam, że nic ci nie powiedziałam o wyjeździe…
- Ciiii… - przerwał jej, pochylił się, odgarnął jej włosy z twarzy i delikatnie pocałował – Lili, - spojrzał jej w oczy – jesteś dla mnie ważna i wiem, że ty też coś do mnie czujesz… Ja po prostu nie mogę przestać o tobie myśleć od momentu, w którym ujrzałem cię po meczu, jak biegłaś do przyjaciół… A potem jak na siebie wpadliśmy w kawiarni… Zrozumiałem, że to przeznaczenie mnie ku tobie popycha. Zakochałem się w tobie Lili, od pierwszego wejrzenia – chwycił ją za dłoń.
- Zaskoczyłeś mnie trochę tym wyznaniem, ale bądźmy szczerzy, gdybym cię nie kochała, to nie wróciłabym tu, tylko zostałabym w Polsce.
- Czy ty właśnie powiedziałaś, że mnie kochasz? – rzekł nie mogąc powstrzymać śnieżnobiałego uśmiechu.
- Tak. Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham.
            Z radości chwycił ją w pasie, podniósł do góry i zaczęli się kręcić w kółko. Po chwili mocno przyciągnął do siebie dziewczynę i namiętnie pocałował. Przez dobre kilka minut nie mogli oderwać od siebie ust. Dopiero, gdy zabrakło im tchu piłkarz zapytał:
- Czyli będziesz moją dziewczyną? Tą jedną jedyną?
- A czy ty naprawdę tego chcesz? – upewniała się.
- Jak niczego innego na świecie – wpatrywał się w nią wyczekująco.
- W takim razie zgadzam się. – tym razem to Lilka go pocałowała – Ale wiesz co? Ten wyjazd nie był bezsensowny.
- Tak, a czemuż to?
- Mam nowy tatuaż – uśmiechnęła się szeroko.
- Jak to? Gdzie?
- Tutaj – powiedziała przesuwając jego dłoń w miejsce, gdzie na prawym boku zaczynają się żebra.
- Pokażesz? – zapytał ze słodką miną.
- Jest za ciemno. Nie będzie widać. Ale może kiedyś… - pocałowała go i uciekła z wody.
            Piłkarz wyszedł zaraz za nią. Widząc, że jego partnerka ubiera spódnicę, przytulił ją od tyłu i pocałował w ramię. Zadowolony z siebie, wytarł się ręcznikiem i zaczął ubierać. <<A jednak. – myślał – Kocha mnie! I jest ze mną! Lili jest moją dziewczyną!!! – krzyczał w myślach – Jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi.>>
            Kiedy Júnior odprowadził Polkę pod apartamentowiec, przytulił ją mocno, jeszcze raz wyznał miłość i pocałował namiętnie.
- Wiesz, ja mam to ciasto, o które prosiłeś – powiedziała rozanielona Fox.
- Tak? A myślałem, że nie zrobisz – uśmiechnął się i popatrzył na nią czule.
- Tak, upiekłam je mimo, że wiedziałam, że to tylko wymówka, żeby do mnie zajść – rzekła przebiegle.
- Zobacz, jak ty mnie dobrze znasz. W takim razie wypiek nie może się zmarnować. Prowadź.
            Weszli do mieszkania. Liliana poprosiła, żeby się rozgościł. Sama poszła nalać do szklanek soku i ukroić ciasta. Dumnie wręczyła chłopakowi talerzyk i usiadła koło niego na kanapie. Włączyli jakiś film akcji i się położyli, ale nie mogli się na nim skupić. Cały czas rozmawiali, śmiali się. W pewnym momencie da Silva podniósł się na łokciu i zapytał:
- To może pokażesz mi ten nowy tatuaż? – poruszył zabawnie brwiami.
- Niecierpliwy jesteś, co? – rzuciła żartobliwie – Ale ok. Proszę, oto on – podniosła koszulkę, pod którą nadal miała monokini idealnie ukazujące najnowszą dziarę.
- „Think fast and live furious”. – przeczytał napis – Podoba mi się – stwierdził i ucałował ją w miejsce, na którym widniała obojgu dobrze znana sentencja.

            Dziewczyna zaczęła się śmiać, a on razem z nią. Nareszcie przytuleni zaczęli oglądać włączony film. Okazało się, że Ney wybrał „Wybuchową parę”. Tom Cruise i Cameron Diaz właśnie jechali na motorze i próbowali uciec przed stadem byków. A nasza para? No właśnie. Byli tak zafascynowani projekcją, że zasnęli objęci na kanapie… Co im się śniło? Tego narrator nie wie, ale wnioskując po nieschodzących im z twarzy…jak to się mówi?...ach…bananach, można wywnioskować, że coś bardzo przyjemnego.







CZYTASZ = KOMENTUJESZ

*******

No hej, słońca! :)
A więc zgodnie z obietnicą dodaję dzisiaj kolejny rozdział.
Muszę przyznać, że Wasze komentarze
powodują wielki uśmiech na mojej twarzy.
Dzięki temu wiem, że mam dla kogo pisać.
Cóż, komentarzy jest dużo mniej niż wejść, ale jakoś to przeboleję. ;)
Cieszyłyście się z powrotu Liliany,
toteż mam nadzieję, że ucieszy Was również taki obrót spraw.
Nad nowym opowiadaniem cały czas pracuję - nie chcę Was zawieść.
I niestety muszę stwierdzić, że może to wszystko nie pójść tak szybko, jak sobie to założyłam... :/
Po pierwsze: troszkę słabo się czuję, po drugie: tego czasu nie ma aż tak dużo jak mi się to początkowo wydawało, a po trzecie: staram się być perfekcjonistką i to mi chyba nie służy (ani wypocinom, które piszę). :(
No ale może się w końcu ogarnę i będzie mogły czytać kolejną historię mojego autorstwa (tym razem bohaterem będzie pewien przystojny brunet - też piłkarz). :p
Dobra, nie chcę Was zanudzać, ani zabierać cennego czasu, więc ten.. 
Do następnego wpisu :*
PS Pamiętajcie, że Was kocham! <3

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział XII czyli wycinanie siatki z bramki może być ciekawsze niż się spodziewacie

            Po przylocie do Barcelony Lila udała się od razu do apteki. Zgodnie z obietnicą pracowała od 8 rano do 8 wieczorem – miała jednak godzinną przerwę na obiad.
            W dzień meczu zaraz po pracy pobiegła do domu, żeby się szybko przebrać, zabrać przysłaną przez Gerarda wejściówkę i zdążyć na wyczekane wydarzenie. Tak naprawdę nie mogła się doczekać, kiedy zobaczy się z Neyem. <<Boże, jak mi go brakuje…>> - myślała codziennie.
             Kiedy tylko dotarła na Camp Nou, na jej twarzy momentalnie pojawił się uśmiech. Zajęła wyznaczone miejsce i zaczęła oglądać półfinał, który (ze względu na stawkę) zapowiadał się ekscytująco. W piętnastej minucie Munir w pięknym stylu zdobył bramkę. Niestety sześć minut później przeciwnik pokonał Claudio Bravo. Mimo zaliczki z poprzedniego spotkania (1:0 na wyjeździe), po tym wydarzeniu na trybunach czuć było stresującą atmosferę. W drugiej połowie Barça wzięła się do roboty. Mnóstwo podań, mało strat, świetne porozumienie między zawodnikami. Zaowocowało to golami Neymara i Messiego. Po ostatnim gwizdku sędziego, całe trybuny podniosły się z krzesełek. Z głośników sączył się dźwięk „El cant del Barça” przy dumnym akompaniamencie wszystkich culés i socios.
            W końcu kibice zaczęli się rozchodzić, a nasza Polka udała się w kierunku szatni gospodarzy. Przy wejściu spotkała Xaviego, który serdecznie ją uściskał. Wtem na korytarzu pojawiło się  wielu piłkarzy. Bardzo się ucieszyli na widok znajomej, która szczerze im gratulowała jak najbardziej udanego spotkania. Gdy już chciała skierować się do szatni, by przywitać się z pozostałymi graczami, ktoś chwycił ją za nadgarstek. Dziewczyna odwróciła się w jego stronę. Okazało się, że był to Piqué.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że jesteś. – przytulił ją – Dokąd idziesz?
- Chciałam się przywitać z resztą. No i pogratulować da Silvie bramki. Munir mówił, że siedzi struty w szatni. Wiesz może, co się mu stało? – zapytała.
- Tak… Chodź ze mną. Pomożesz mi wyciąć kawałek siatki z bramki.
- No to… Chciałeś mi coś powiedzieć…? – zaczęła nieśmiało, kiedy wyszli na murawę.
- Júnior jest taki struty już od pewnego czasu… - rzekł, zbliżając się do bramki – On się trochę podłamał, kiedy wyjechałaś. A jak potem powiedziałem chłopakom, że nie wiadomo czy wrócisz… Posłuchaj, Lili… On się w tobie zakochał…
- Co?! – krzyknęła, omal się nie wpadając na słupek – Skąd wiesz?
- Bo to się po prostu widzi. – i po chwili namysłu dodał - I widzę też, że i ty coś do niego czujesz… To nie moja sprawa, ale nie mogę patrzeć, jak oboje się męczycie. Pogadajcie ze sobą, ale tak szczerze, co? Proszę.
- Zaskoczyłeś mnie, ale ok.
- Dobra, mam. – uśmiechnął się, trzymając w dłoni kawałek białego materiału – Wracamy do szatni.
            Po zejściu z boiska wpadli w tłum piłkarzy i członków sztabu szkoleniowego. Geri przeciągnął Lilianę przez ten gąszcz, wymownie na nią spojrzał i otworzył drzwi do szatni. Dziewczyna nie chciała wejść, więc ją tam wepchnął siłą.
            Jak się okazało, w środku byli jedynie Dani i  Neymar. Siedzieli na ławce. Ten pierwszy, widząc Polkę, podszedł do niej, przyjął gratulacje i szybko się ulotnił. A drugi Brazylijczyk? Dalej siedział i patrzył na dziewczynę, po chwili jednak spuścił wzrok.
- Hej – odezwała się nieśmiało, chowając ręce w kieszeniach w powoli zbliżając się do napastnika.
- Cześć – odparł smutno.
- Świetny mecz! Piękne bramki! – próbowała go jakoś rozruszać, pocieszyć – Uszczęśliwiłeś dzisiaj miliony ludzi.
- Dzięki, ale to nie tylko moja zasługa.
- Czemu jesteś taki smutny? Co się stało? – pytała z troską, zajmując miejsce tuż przy nim.
- Ty mi powiedz. – rzucił patrząc jej prosto w oczy – Gdzieś ty się podziewała?!
- Byłam w Polsce. – odrzekła po chwili milczenia – Przyjaciel otwierał pub i prosił, żebym przyjechała…
- To jakoś długo mu to szło – powiedział z wyraźną ironią.
- Nie wściekaj się na mnie. Dobrze wiesz, że nie mogłabym sobie pozwolić na dwudniowy wypad do Polski!
- Nie. Dlatego wyjechałaś bez słowa i byłaś tam ponad tydzień… A właśnie, miałaś już tam przecież zostać? – dodał z wyrzutem.
- Po pierwsze: nie mam chyba obowiązku ci się ze wszystkiego spowiadać, a poza tym, decyzję o podróży podjęłam spontanicznie, bilety rezerwowałam na ostatnią chwilę. Po drugie: miałam sporo spraw do załatwienia, wiesz przecież, że Olimpia i Filip biorą ślub. A co do przeprowadzki… Bardzo długo tłukłam się z myślami. Tak naprawdę do końca nie miałam pojęcia, czy postępuję dobrze… - rzekła łamiącym się głosem.
- Ale wróciłaś. – szepnął – Ciekawe tylko na jak długo?
- Nie wiem. I od początku mojego pobytu w Barcelonie nie byłam pewna.
- Możesz wracać, nic cię tu przecież nie trzyma – rzucił ze złością.
- Przestań mówić jak Olka! – wkurzyła się – Wróciłam do Katalonii, bo zrozumiałam, że mogę na was liczyć. Tęskniłam za chłopakami, drużyną, widokami…za tobą – to ostatnie dodała ciszej.
- Za mną? Ciekawe, bo przez prawie 2 tygodnie nie odezwałaś się słowem. Gdyby nie Geri, nie miałbym pojęcia, co się z tobą dzieje! – wyrzucił z siebie – Martwiłem się, że mogło ci się coś stać – wstał z ławki i podszedł do ściany.
- Jak widać jestem cała i zdrowa. Postanowiłam się nie przeprowadzać, bo myślałam, że mnie lubisz i mam tu na kogo liczyć, ale sądząc po twojej reakcji, chyba powinnam przemyśleć wszystko jeszcze raz – powiedziała z goryczą w głosie.
            Brazylijczyk uderzył pięścią w ścianę i odwrócił się do Fox:
- Naprawdę wróciłaś tu dla mnie? – kucnął przed nią i patrzył prosto w oczy.
- Poniekąd.
- Co to znaczy?
- To znaczy, że oglądając mecz, przyłapałam się na tym, że ciągle wypatrywałam cię na murawie i zorientowałam się, że mi cię najzwyczajniej w świecie brakuje… - opuściła głowę, gdyż nie mogła już wytrzymać jego wzroku.
- Hej, Lili, popatrz na mnie. – chwycił jej brodę i podniósł tak, by ich oczy mogły się spotkać – Byłem na ciebie wściekły. Ale, może jestem w stanie ci to wybaczyć… - próbował udobruchać dziewczynę – Oczywiście musiałabyś pojechać z nami na mecz finałowy, który odbędzie się za 2 i pół tygodnia… No i umówić się ze mną…
- Na meczu na pewno się pojawię, a co do spotkania…
- Randki – poprawił ją natychmiast.
- To jestem w stanie się zgodzić, ale nie wiem, czy będzie ci to odpowiadało, ponieważ cały ten i przyszły tydzień pracuję od 8 rano do 8 wieczorem – muszę odrobić godziny.
- Wiesz co? Jestem w stanie się poświęcić – po raz pierwszy podczas tej rozmowy się uśmiechnął.
- Nareszcie się uśmiechasz – zauważyła.
- Ty też. Chodź, idziemy, bo nas tu jeszcze zamkną. – złapał ją za rękę i podniósł, a po chwili dodał – Chociaż to może nie byłoby takie złe. Może zostaniemy? – zabawnie poruszył brwiami.
- Wariat – powiedziała i zaciągnęła piłkarza do wyjścia.






*******

Witam, kochane! :D
Udało mi się napisać dla Was kolejną część tego love story,
tak więc dodaję z nadzieją, że się komuś spodoba. :p
Bardzo proszę o komentarze, bo one mnie niesamowicie motywują do dalszego pisania. :)
Dla zainteresowanych:
kolejny rozdział pod koniec tygodnia.
Z przykrością muszę stwierdzić, że to był chyba najdłuższy rozdział i dłuższych raczej już nie będzie...
Po zakończeniu tej opowieści, chciałabym wystartować z nowym blogiem - jakoś po Nowym Roku.
Tylko nie wiem, czy jest sens. Ktoś będzie czytał?
Proszę o odpowiedzi w komentarzach. :*
A, no i korzystając ze sposobności, chciałabym złożyć Wam serdeczne życzenia.
No to... Ekhm, ekhm...:
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia
życzę wszystkim moim czytelnikom nadziei, 
własnego skrawka nieba,
zadumy nad płomieniem świecy,
filiżanki dobrej, pachnącej kawy,
pięknej literatury, muzyki,
pogodnych świąt zimowych,
odpoczynku, zwolnienia oddechu,
nabrania dystansu do tego, co wokół,
chwil roziskrzonych kolędą,
śmiechem i wspomnieniami.
Wesołych świąt, robaczki!
I pamiętajcie, że Was kocham. <3
PS No i wypasionych prezentów pod choinką. :*

piątek, 19 grudnia 2014

Rozdział XI czyli jak facet kolumbijskiej piosenkarki potrafi przygadać

- Coś się stało? Kto wtedy dzwonił? – wyrwał ją z zamyślenia głos Małego.
- Dzwonił kumpel. Z pretensjami, że nie byłam na meczu i nie będzie mnie na kolejnym. Chyba nie spodobało mu się, że w ogóle myślę nad wyprowadzką z Katalonii… - powiedziała, próbując się uśmiechnąć.
- Nie powinnaś się kierować czyimś zdaniem. Przynajmniej ja tak uważam.
- Nie zamierzam. Ale poczułam, że oprócz Olki i Filipa, mam jeszcze tam innych przyjaciół. To było miłe. Dobra, ja lecę – rzekła, spostrzegłszy, że Fabi zaparkował już przed jej blokiem.
- Trzymaj się, Mała – i pożegnali się, a dziewczyna z jeszcze większym mętlikiem w głowie udała się do domu.

**********

                        Przez dwa kolejne dni Lilka dużo spacerowała po ulubionych zakątkach, spotkała się ze starymi znajomymi, ale kwestia powrotu do ojczyzny nie dawała jej spokoju. Rozważała argumenty za i przeciw, wszystko dokładnie analizowała.
Olimpia nie przestawała namawiać przyjaciółki. Nalegała, aby postąpiła tak samo jak oni. Poprosiła ją nawet, żeby została ich świadkową. Myślała, że może to ją jakoś przekona. Fox oczywiście się zgodziła, ale to nic nie zmieniło. Przecież mogła przyjechać na ślub z Barcelony…
W środę po meczu zadzwoniła do Piqué.
- Hej Lili! Oglądałaś nas? – najwyraźniej bardzo cieszył się z wygranej drużyny.
- Pewnie. – powiedziała rozpromieniona – Świetny mecz. Pogratuluj ode mnie chłopakom.
- Zaraz tak zrobię. – zapewnił – Ale zdecydowałaś już coś?
- Załatwisz mi wejściówkę na drugi półfinał? – zapytała.
- Czyli wracasz? To świetnie! Pewnie, że załatwię. Czekamy na ciebie!
- Geri, tylko nie mów nikomu, ok? O tym, że zastanawiałam się nad wyprowadzką…
- Och… - odrzekł speszony.
- Już powiedziałeś? – westchnęła.
- Tak jakoś wyszło… Po ostatnim meczu chłopcy byli rozczarowani, że się nie pojawiasz, nie dajesz znaku życia… Musiałem, nie gniewaj się, Lili – powiedział błagalnym tonem.
- Nie przejmuj się. Tylko nie mów im, że wracam.
- Ok, jak chcesz. Wyślij mi zaraz adres, na który mam ci dostarczyć wejściówkę.
- Na ten w Barcelonie. Mam lot w poniedziałek. Dobra. Nie zawracam ci głowy. Cieszcie się zwycięstwem. Do zobaczenia – pożegnała się.
            Decyzja farmaceutki była już nieodwołalna. Oglądając chłopców w TV i rozmawiając z Piqué, poczuła, że bardzo za nimi tęskni i mimo niezbyt długiej znajomości, są jej bliscy. Postanowiła, że zostanie w Katalonii. Poza tym, choć nie chciała tego głośno przyznać, czuła coś do Neymara…




*******

Witam wszystkich czytelników! :)
Dodaję obiecany rozdział i od razu przepraszam,
że jest taki krótki i niezbyt ciekawy...
Mimo wszystko mam nadzieję, że nie zniechęciłam Was do czytania moich wypocin. ;)
Przysięgam wszem i wobec, iż next będzie dłuższy.
I coś się będzie działo, ale nie zdradzę co. :p
Dziękuję za wszystkie komentarze i wejścia.
(Chociaż nie ukrywam, że komentarzy mogłoby być więcej, ale cóż...
Pozostaje mi czekać na Wasz ruch.) :D
Do następnego wpisu, robaczki. :**

wtorek, 16 grudnia 2014

Rozdział X czyli odpokutujesz za swoje słowa i namowy

- Słucham? – zapytała odebrawszy poranny telefon.
- Hej, Lil. – odezwał się głos w słuchawce – Chciałem się upewnić, że się nie rozmyśliłaś… A raczej, że przemyślałaś sobie wszystko na spokojnie i przyjedziesz?
- Tak. Wiesz, że nie mogłabym cię opuścić, kiedy mnie najbardziej potrzebujesz… - westchnęła – Mam już bilet. Olka i Fifi też lecą.
- Serio? – nie mógł powstrzymać wybuchu radości – Jak mam być szczery, to nie do końca wierzyłem w ich pojawienie się.
- No niby tak, ale mają sporo spraw do załatwienia u nas. Postanowili, że ślub odbędzie się w Polsce – tłumaczyła przyjacielowi.
- Jaki ślub?!
- To ty jeszcze nie wiesz? Zaręczyli się jakiś czas temu… Fabian? – dodała po chwili – A nie przyjechałbyś po nas na lotnisko… Wiem, że jesteś bardzo zajęty w związku z tym swoim interesem, ale jakoś mi się nie uśmiecha jazda autobusem w nocy…
- Ok. Nie ma problemu. Najważniejsze, że będziesz.
- Przecież to ja cię namawiałam na pub. Teraz muszę ponieść tego konsekwencje – powiedziała, śmiejąc się.
- Dobra, wyślij mi SMSem, o której mam być na lotnisku. Muszę kończyć. Pa, Mała!
- Pa, Malutki – pożegnała się.

            Zjadła śniadanie, wyjęła walizkę i zaczęła się pakować. Fox nie do końca wiedziała, czy chce wyjeżdżać. Ale została poniekąd przyparta do muru. Już od kilku lat namawiała Fabiana, żeby zainwestował i rozkręcił swój własny interes. W końcu niezły z niego marketingowiec i manager. Teraz, kiedy w końcu się przełamał, najzwyczajniej w świecie nie mogła go opuścić, musiała zjawić się na otwarciu.
W sobotę w pracy było jej trochę głupio przed panią Hernández, ponieważ w piątek koło północy zadzwonił Fabian i powiadomił o otwarciu pubu. W związku z tym Lili nie wiedziała, czy tak szybko dostanie urlop. Nie opłacało się wyjeżdżać na dwa dni, więc chciała prosić o tydzień wolnego. Ku jej zdziwieniu, starsza pani zgodziła się, lecz w rozliczeniu godzin musiała po powrocie pracować na dwie zmiany. Dziewczyna zgodziła się bez chwili wahania.
            Mimo wszystko młoda Polka nie miała zielonego pojęcia, kiedy wróci. Bowiem jeszcze podczas lotu do Wrocławia, narzeczeni oświadczyli jej, że zaczęli się na poważnie zastanawiać nad powrotem do ojczyzny. Chcieli założyć rodzinę. Namawiali więc też przyjaciółkę, by wróciła z nimi…

***********

            Kiedy nadszedł dzień otwarcia lokalu Fabiana, Liliana postanowiła założyć klasyczną małą czarną oraz czarne szpilki. Zrobiła mocne smoky eyes, podkreśliła błyszczykiem usta, spięła czekoladowobrązowe włosy i wyruszyła w dość krótką drogę do centrum.
            Wieczór świetnie się udał. Właściciel był zadowolony. Wszyscy wyśmienicie się bawili. Impreza trwała do białego rana.
            Nazajutrz dziewczyna już na spokojnie udała się porozmawiać z przyjacielem. Ubrana w dżinsy i luźną koszulkę z napisem HOMIES, udała się do nowo otwartego pubu.
- Co podać? – zapytał młody barman, którego dziewczyna znała z widzenia.
- Sok pomarańczowy. – powiedziała z uśmiechem – I proszę zawołać właściciela.
- Szef jest zajęty – odrzekł sucho, podając jej szklankę.
- Proszę mi uwierzyć, że dla mnie nie jest – dodała z przekąsem i widoczną pewnością siebie.
- Mam powiedzieć, że kto niby przyszedł? – zapytał niechętnie.
- Jego przeznaczenie – rzuciła ironicznie.
            Chłopak z ponurą miną ruszył w stronę gabinetu swojego pracodawcy. Powiadomił go o czekającym przy barze gościu i kiedy powiedział, jak kazała mu się zapowiedzieć, ten roześmiał się. Natychmiast jednak wstał z fotela, poprawił koszulkę i uspokoiwszy się, pouczył pracownika, że ta kobieta ma być zawsze traktowana z należytym szacunkiem, obsługiwana bez kolejki, no i oczywiście nie może brać od niej pieniędzy, bo ten lokal istnieje właśnie dzięki niej. Barman się zdziwił, ale no cóż, musiał słuchać szefa, jeśli chciał utrzymać pracę.
- Lilka! Co cię do mnie sprowadza? – przywitał ją serdecznym uściskiem.
- Chciałam odwiedzić przyjaciela. – odparła widocznie rozpromieniona – I porozmawiać…
- Ok, zabieraj soczek i choć do mnie. Tam będziemy mieć spokój. A… Młody, nie wpuszczaj nikogo, no chyba, że wpadłoby któreś z mojego rodzeństwa, chociaż szczerze w to wątpię.
- Tak jest, szefie – odparł potulnie.
- No dobra, to o czym chciałaś pogadać? – spytał, zamykając drzwi od gabinetu.
- Chciałam, żebyś mi doradził… - zaczęła nieśmiało – Okazuje się, że Olka i Fifi chcą wrócić do Polski. I próbują namówić mnie do tego samego.
- A ty nie wiesz, co zrobić? – upewniał się.
- Dokładnie. Wiesz, ja mam tam dobrą pracę, na mieszkanie też nie narzekam. Lecz oni twierdzą, że to nie są sprawy, które miałyby mnie trzymać w Katalonii.
- Musisz być ze sobą szczera. Chcesz wrócić? Wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć – zapewniał.
- Kiedy ja już sama nie wiem. Myślałam, że jest fajnie. Wiesz, miasto marzeń, Camp Nou, architektura Gaudiego… Marzyłam o tym.
- Nie masz problemów z komunikacją, jesteś blisko swojej drużyny. – wyliczał – A właśnie, obejrzałaś już wczorajszy mecz? Trochę mi głupio, że musiałaś się poświęcić dla mnie…
- Daj spokój. – pocieszyła go – A obejrzenie meczu, było pierwszą czynnością po przebudzeniu.
- I jak?
- A jak mogło być?! Oczywiście wygraliśmy. Wysłałam już Xaviemu SMSa z gratulacjami dla chłopców.
- Xaviemu?! To ty go znasz? – niedowierzał.
- Ty to masz krótką pamięć. – zaczęła się z niego nabijać – Mówiłam ci, że okazało się, że moja szefowa jest jego matką.
- Tak? A no może faktycznie…
- Och, tak mnie słuchasz – westchnęła.
- Nie narzekaj – droczył się z nią, gdy nagle rozległ się dźwięk dochodzący z torebki Polki.
- Mogę? – zapytała przyjaciela, wahając się czy odebrać. Chłopak pokiwał twierdząco głową, toteż przejechała palcem po ekranie – No hej, Geri, co tam? – rozpoczęła rozmowę po katalońsku, wstając jednocześnie z fotela i podchodząc do okna.
- Hej, Lili! – przywitał się z nią Piqué – Co słychać, co się z tobą dzieje? – dopytywał, próbując jakoś zamaskować zmartwienie.
- Wszystko ok. Jestem w domu – powiedziała radośnie.
- A… To świetnie, w takim razie widzimy się w środę po meczu…
- Nie, - przerwała mu – źle mnie zrozumiałeś. Jestem w domu. W Świeradowie. W Polsce.
- Jak…to…w Polsce? – zdawał się nie wierzyć farmaceutce – Nie było cię na ostatnim meczu La Ligii, ale jesteśmy ci to w stanie wybaczyć, bo był to mecz wyjazdowy, ale co to ma znaczyć, że nie pojedziesz z nami na półfinał Ligii Mistrzów?! – już nie krył oburzenia – Jeśli chodzi o przelot, to miejsce w naszym samolocie masz już zaklepane. Wylatujemy… - mówił jak nakręcony, gdy dziewczyna weszła mu w słowo.
- Gerard! – krzyknęła na telefon, żeby rozmówca dał jej coś powiedzieć – To nie jest tak, że nie chcę. – tłumaczyła piłkarzowi – Mam urlop…
- No właśnie i mogłabyś z nami pojechać! – nie wytrzymał – Masz przecież wolne do końca tygodnia, więc w niczym by ci ten wyjazd nie przeszkodził.
- To prawda, że powinnam wrócić do apteki w poniedziałek.
- Jak to powinnaś? – zapytał ze smutkiem – To kiedy masz zamiar wrócić? I dlaczego w ogóle wyjechałaś?
- Przyjaciel otwierał pub, do czego go od lat namawiałam, toteż musiałam przyjechać do Polski. A co do mojego powrotu… - zawahała się – To nie wiem, kiedy wrócę…
- Czemu? Co się stało? Pokłóciłaś się z… kimś?
- Nie. Po prostu moi przyjaciele, z którymi mieszkałam w Barcelonie biorą ślub w ojczyźnie. Na dodatek postanowili już o powrocie i namawiają mnie to tego samego. Tylko, Geri… Bądź dyskretny, ok? – powiedziała błagalnym tonem – Ja jeszcze nie podjęłam decyzji, a poza tym, jeśli to dotarłoby do trenera, to zaraz dowiedziałaby się pani Hernández i byłaby, delikatnie mówiąc, zła.
- Dobra, spoko, jak chcesz… - rzekł niepewnie – Ale pamiętaj o jednym…
- Tak?
- Poza nimi, masz jeszcze w Barcelonie nas. Co prawda czasem wyjeżdżamy, ale możesz na nas polegać…wszystkich – poinformował z naciskiem akcentując to ostatnie słowo.
- Dzięki. Jak coś postanowię, to się odezwę. A na razie... Powodzenia w środę. Przekaż to chłopakom. Będę was oglądać i trzymać kciuki oczywiście.
- Dobra, trzymaj się. I szybko do nas wracaj.
- Pa – pożegnała się.





*******
Hejka! :D
Mam chwilkę, zanim zacznę się uczyć,
więc wrzucam obiecany - 10 już! - rozdział.
Cieszę się, że dotarliśmy do tego momentu. ^_^
Jako że to okrągły numerek,
to rozdział jest dłuższy niż ostatnio
i mam nadzieję, że ciekawszy.
Chociaż to ostatnie pozostawiam do osądzania Wam. :p
Piszcie szczerze, co myślicie. To mnie bardzo motywuje. ;)
Widzę, że nawet sporo osób to czyta, ale martwi mnie mała ilość komentarzy... :/
Proszę, bądźcie bardziej aktywni, żebym wiedziała, że naprawdę mam dla kogo pisać.
Kolejny rozdział powinien się pojawić w piątek.
Buźka :*