niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział IV czyli pierogi jako potrawa narodowa

            Neymar obudził się z bólem gardła. Delikatnym co prawda, ale wiedział, że nie może tego zbagatelizować. Zwłaszcza, że jutro ważny mecz. W związku z tym pomyślał, iż w drodze na umówiony z Alvesem obiad zajdzie do pobliskiej apteki. Miał nadzieję, że doradzą mu coś skutecznego.
            Tak jak sobie zamyślił, tak też zrobił. Około pierwszej był już przed apteką. Bez wahania wszedł do środka. Kolejka była niezbyt spora. Przy ladzie stała jedynie starsza pani energicznie gestykulująca i tłumacząca coś zawzięcie aptekarce. Nie zapowiadało się na szybkie załatwienie sprawy.
- Lil, dziecinko, obsłuż, proszę, pana. – powiedziała farmaceutka do swojej współpracownicy – Proszę podejść do drugiej kasy. Moja pracownica zaraz do pana podejdzie.
- Już się robi – odrzekł starszej kobiecie, posyłając szeroki uśmiech.
- Słucham pana – podeszła druga farmaceutka.
- To pani! – był zdziwiony poznając w niej tę dziewczynę z meczu.
- Tak. Jak pan widzi, nader często na siebie wpadamy. – odparła nie kryjąc uśmiechu – W czym mogę panu pomóc?
- Otóż boli mnie gardło i chciałbym jakieś dobre tabletki. Tylko takie naprawdę skuteczne. Mam jutro ważny mecz i nie mogę się rozchorować – zrobił słodką minę.
- Tak, wiem. Myślę, że coś znajdę. Momencik… O, proszę. To powinno pomóc – i wręczyła mu niewielkie pudełeczko.
- Mam nadzieję, że nie jest pani kibicem przeciwnej drużyny i nie ma tu szkodliwych substancji – zażartował.
- Ależ skąd. Jestem prawdziwą culé i gdyby coś było z panem nie tak, nie wybaczyłabym sobie.
- A zatem cóż, panno… Liliano, - rzekł patrząc na przypiętą do fartucha plakietkę – do zobaczenia.
- Do widzenia i powodzenia na jutrzejszym meczu!
- Wybiera się pani na stadion?
- Nie, niestety mam dyżur. Ale na pewno będę kibicować – dodała z uśmiechem.
- Trzymam panią za słowo – i wyszedł.
- Znacie się? – zapytała ciekawska pani Hernández.
- Nie. To znaczy… Kilka razy na siebie wpadliśmy… - odpowiedziała nieśmiało.
- Przystojny.
- Ale to piłkarz, proszę pani. To jest inny świat.
- Nie przesadzaj. To są przecież normalni ludzie. Mój syn też pracuje w tej branży – starała się ją przekonać.
- No niby tak. Tylko, że patrzy na nich cały świat…
            Kiedy tak miło gawędziły, do właścicielki ktoś zadzwonił. Starsza aptekarka powiedziała, że owszem, wszystko jest przygotowane i na niego czeka. Po jakiejś godzince pani Hernández z radością wybiegła do właśnie wchodzącego bruneta i mocno go uściskała.
- Chodź kochanie, przedstawię ci kogoś. – powiedziała, ciągnąc go w moją stronę – To jest właśnie Lili. A to jest mój syn, Xavi.
- Ach, czyli to pani jest tą najlepszą na świecie pracownicą, która spadła mojej mamie wprost z nieba? – spytał szeroko się uśmiechając, a zdumiona Polka nie mogła wykrztusić z siebie słowa. Nie mogła uwierzyć, że stoi przed nią Xavi Hernández, jeden z lepszych piłkarzy świata, obecnie trener jej ukochanej Blaugrany i jak się okazuje – syn jej szefowej.
- No może nie z nieba, tylko prędzej z Polski, ale tak, to chyba o mnie panu chodzi. – wycedziła nareszcie.
- To ja was na chwilkę zostawię i polecę po te torby dla ciebie Xavi, a wy sobie porozmawiajcie. Tylko synu, pamiętaj, że masz żonę!
- Przecież wiem, mamo. – i posłał jej niewinny uśmiech – To może przejdźmy na ty, bo chyba nie jestem jeszcze tak stary, żeby młoda dziewczyna mówiła do mnie na pan? – zwrócił się do Liliany.
- W takim razie wołają na mnie Lili albo Lila, jak kto woli.
- Na mnie Xavi. – podali sobie ręce – Więc mówisz, że jesteś z Polski?
- Tak.
- Pewnie jesteś przywiązana do piłki nożnej. W waszym kraju to podobno sport narodowy.
- Zgadza się. Sport narodowy, tylko szkoda, że zawsze przegrywamy. No, ale cóż, taki kraj… - westchnęła.
- Nie przesadzaj, macie kilku dobrych piłkarzy. Na przykład Lewandowski, Piszczek, Błaszczykowski…
- I na tym się ta lista kończy. Ale Polacy i tak ich kochają. Tą naszą drużynę. Chociaż muszę przyznać, że kobiety lubiące ten sport, to w przypadku Polek dosyć rzadki okaz.
- A ty? Jesteś wyjątkiem?
- Niestety tak.
- Czemu niestety? – zapytał ze smutkiem i ciekawością w głosie.
- Bo podchodzę do wszystkich spotkań bardzo emocjonalnie, a nasi piłkarze, jak wiesz, nie szczędzą nam nerwów.
- No, ale skoro lubisz nogę, to pewnie masz jakiś ulubiony zespół – podpytywał.
- Ma się rozumieć, trenerze – posłała mu szeroki uśmiech.
- Czy mam rozumieć, że jesteś fanką mojej drużyny?
- A to takie dziwne?
- No niby nie, tylko nie wiedziałem, że Polki nam kibicują. I jak mi teraz powiesz, że to przez Messiego, to się chyba zabiję.
- Nie, to nie przez niego – zapewniła byłego piłkarza.
- A więc, jaki jest powód?
- Cóż… Od kiedy obejrzałam pierwszy mecz w 2010 roku…. Po prostu zakochałam się w zespole. Wy naprawdę stanowicie coś więcej niż klub. I tak już mi zostało. I chyba nigdy się nie zmieni.
- Hmm. Prawdziwa culé. A wybierasz się na ćwierćfinał?
- Chyba obejrzę go w TV.
- A… Posłuchaj, mogę cię o coś zapytać?
- Nie ma sprawy, wal śmiało – odpowiedziała.
- Może to dziwne, ale czy umiesz robić pierogi? Te takie, jak one…
- Ruskie. – dodała rozbawiona – Tak. Chyba każda Polka potrafi.
- Co powiesz na wymianę handlową?
- W jakim sensie? – panna Fox była zbita z tropu.
- Z pewnością chciałabyś obejrzeć ćwierćfinał ze stadionu, a moi piłkarze muszą na dzień przed meczem zjeść coś pysznego – taki nasz rytuał. Pomyślałem, że może zgodziłabyś się zrobić 400 pierogów w zamian za 3 wejściówki VIP na mecz – wiem, że mieszkasz tu z przyjaciółmi… - rzekł niepewnie.
- Wow… Nie spodziewałam się takiej propozycji… Ale czemu nie?
- To umowa stoi? – spytał uradowany.
- Powiedz tylko kiedy i dokąd mam ci je dostarczyć.
- We wtorek, jakbyś mogła po pracy wpaść na nasz trening. Zostawię ci tutaj karteczkę. Pokażesz ją ochroniarzowi i cię wpuści.
- Ok. W takim razie do zobaczenia.
            I w tym właśnie momencie starsza pani wyszła z zaplecza z jakimiś torbami, które natychmiast wziął od niej syn. Wymienili między sobą parę zdań i piłkarz wyszedł. Reszta dnia minęła aptekarkom  spokojnie i miło.
            Po powrocie do domu Lili powiedziała o wszystkim Fifiemu i Olce, a ci ze zdziwienia wybałuszyli oczy.
- 400!? Jak ty to zrobisz? – zapytał Filip.
- Wy mi w tym pomożecie – odparła z uśmiechem na ustach.









A oto i kolejny rozdział dla Was. Ktoś to w ogóle czyta? :)

4 komentarze:

  1. Boże... Jak ty pięknie piszesz :* zazdroszcze ci talentu <3
    Tutaj neyforever18 z photobloga :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio? Ja pięknie piszę? Kochana, to Ty masz świetne opo i to ja zazdroszczę Ci talentu! :* Ale bardzo dziękuję za komentarz, bo przynajmniej wiem, że ktoś to czyta. :) Może jutro uda mi się wrzucić kolejny rozdział :D

      Usuń
  2. Opowiadanie jest mega, strasznie mi się podoba. <3 zgadzam się z koleżanką u góry piszesz pięknie wręcz. Czekam oczywiście na kolejne części. <3 / tudopassa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Bardzo mi miło, że się Wam podoba. :-D Wieczorem dodam kolejny rozdział :-*

      Usuń