Po dotarciu na
miejsce Liliana natychmiast udała się do warsztatu samochodowego na obrzeżach
miasta. Pamiętała to miejsce niemalże doskonale. Podczas swojego ostatniego
pobytu w tym kraju spędzała tu mnóstwo czasu, a właściciel był jej bliską
osobą.
- Hej Vincent! –
zawołała zobaczywszy umorusanego w smarze mechanika.
- Lili? Czy to
możliwe? – zapytał wyraźnie zdziwiony widokiem – Co ty tutaj robisz dziewczyno?
Minęło…
- Ponad dwa lata
od mojego wyjazdu… - westchnęła. – Jest boss? – zapytałam z uśmiechem.
- Pewnie,
poczekaj chwilę, już po niego lecę. Szefie!!!!!!! – zawołał biegnąc w głąb
zakładu.
- Vin! Przestań
mnie tak ciągnąć! Do cholery, co ja do ciebie mówię! A jeśli kłamiesz, to
pożegnaj się z pre… - urwał nagle w pół słowa, gdy ją zobaczył. W tej czerwonej sukience do pół uda i trampkach, z
rozwianymi włosami, wyglądała…ah…na to nigdy nie potrafił znaleźć odpowiedniego
słowa – Lili!
- Tak to ja, we
własnej osobie. – rzekła z uśmiechem – Ale jesteś zdziwiony! A ja głupia
myślałam, że się ucieszysz…
- Pewnie, że się
cieszę! Tylko nie wiem co tu robisz. Nie mówiłaś, że przyjeżdżasz na wakacje.
- Bo nie w takim
celu tu przyjechałam. Ale może na początek mnie uściskasz, co? Dom? – i rozłożyła
ręce w zachęcającym geście – Znowu przypakowałeś? Jeszcze nie wyrosłeś z tych
głupich zakładów?
- Och, Słońce,
przecież wiesz, że ja jestem wiecznym dzieckiem… Ale chyba nie przyszłaś tu bez
powodu? – zapytał.
- Nie. Potrzebuję
twojej pomocy. Chodź, przejdźmy się gdzieś.
Poszli deptakiem w stronę plaży.
Słońce już powoli zachodziło, ale na dworze i tak było gorąco. Nagle Lili
zatrzymała się przy barierce i stwierdziła, że nie ma sensu dalej owijać w
bawełnę, opowiadać o tym, co działo się u niej przez te dwa lata.
- Dominic… -
westchnęła – Jak już wspomniałam, to nie wakacje mnie tu sprowadzają.
Przyjechałam na stałe…chyba…chociaż na jakiś czas…przynajmniej na rok…
- I? – ponaglał
ją przyjaciel.
- I… Chciałam
zapytać… Czy nie przenocowałbyś mnie kilka dni, dopóki czegoś sobie nie znajdę?
– spytała nieśmiało.
- Wiesz, że
zawsze możesz na mnie liczyć – odparł i ją przytulił.
- Jutro zacznę
szukać pracy i mieszkania. Postaram się to załatwić jak najszybciej. Nie chcę
ci siedzieć na głowie.
- Spokojnie. Nie
ma problemu. A dopóki nie znajdziesz pracy…mogę ci jakoś pomóc z kasą.
- Dobrze wiesz,
że od nikogo nie pożyczam.
- Ale ja nie
mówiłem nic o pożyczce – sprostował, figlarnie się przy tym
uśmiechając.
- Ach, ty znowu o
tym…
- Przecież byłaś
świetna! Szybka forsa, mały wysiłek. Zastanów się przynajmniej, ok?
- Ok –
przytaknęła.
Kiedy Dom zakwaterował ją już w
swoim mieszkanku, dziewczyna położyła się, ale nie mogła zasnąć. << A
gdybym tak wróciła do tego interesu? Przynajmniej na chwilę? – pomyślała – Nie,
przecież dobrze wiem, że to uzależnia jak narkotyk. Co nie zmienia faktu, że
przydałyby się jakieś pieniądze. Przecież muszę się tu jakoś urządzić, a nic
nie jest za darmo… Dobra, - zdecydowała – jutro z nim pogadam. Przecież wyścigi
to nic złego…>> - i zasnęła. Śnił jej się ryk silników, wyścigi, na
jakich ostatnio była i ta słodka chęć zwycięstwa odnalazła ją na nowo, po dwóch
latach przerwy.
***********
Kiedy rano wstała, Dominica już nie
było. Zostawił jej karteczkę na ekspresie do kawy.
„Hej Lili! Mam
nadzieję, że dobrze ci się spało. Ja już musiałem lecieć do warsztatu, ale na
stole masz gazetę z nieruchomościami do wynajęcia, a ja jeszcze podzwonię
później do znajomych. Wpadnij do „schronu” jak będziesz miała czas.”
<<Schron…
Tak nazywaliśmy warsztat, kiedy jeszcze się ścigałam…>> - pomyślała i
zrobiła sobie kawę, bo musicie wiedzieć, że nasza bohaterka nie wyobrażała
sobie bez niej poranka. Odświeżyła się, ubrała w „podarte” dżinsy i zwykłą szarą
koszulkę, po czym wyruszyła do centrum szukać lokum i pracy.
W kilku aptekach zostawiła swoje CV,
przejrzała oferty mieszkań i postanowiła, że poszukiwaniem miejscówki zajmie
się dopiero, jak znajdzie pracę – żeby mogła znaleźć coś w pobliżu.
Około drugiej zamówiła pizzę na
wynos, złapała taksówkę i pojechała do warsztatu. Na jej widok – a może na
widok ogromnej pizzy – chłopcy się niezmiernie ucieszyli.
- Patrzcie co dla
was mam! – krzyknęła z daleka – Tak ciężko pracujecie, więc pomyślałam, że
należy się wam jakaś przerwa, prawda szefie? – rzuciła w kierunku zbliżającego
się Dominica.
- Dobra chłopcy,
pół godziny przerwy! – krzyknął do uradowanych pracowników – Co cię
sprowadza do schronu? Czyżbyś zmieniła zdanie w sprawie wyścigów?
- Tak. –
odpowiedziała – Pomyślałam, że przecież to jest legalne, a kasa się przyda.
Tylko nie wiem czy dam radę, bo dawno nie jeździłam... – westchnęła.
- Chodź.
Przejedziemy się. Mam jeszcze twoje Mitsubishi. – rzekł zachęcająco –
Sprawdzimy czy jeszcze masz to coś.
Lilianie nie pozostawało nic innego
jak tylko przystać na propozycję Doma. Przecież to on znał się na wyścigach
najlepiej. To o n ją do tego niegdyś wciągnął, szukał
konkurentów, motywował, zawsze dopingował na trasie. A dla niej to było całe
życie. Mogła się w ten sposób wyszumieć, ale jednocześnie wyciszyć. Szybkość
była jej częścią. Chłopak śmiał się nawet, że obojgu zamiast krwi w żyłach
płynie paliwo. „Królowa Lil”, „Demonica z Polski” – tak ją dawniej nazywali. Ale
chyba dopiero, kiedy zobaczyła swoje auto, była pewna powrotu. <<Stare
dzieje. – pomyślała – Stanę do kilku wyścigów, wygram trochę kasy i będzie
ok.>>
I tak też było. Dziewczyna przez
miesiąc się ścigała, czyli były to 4 razy po 2 wyścigi. Ludzie chcieli z nią
startować, niektórzy cieszyli się z powrotu „Królowej”. Wygrała 8 tysięcy euro.
W tym czasie znalazła też dobrą pracę i mieszkanie nieopodal. Ściągnęła więc do
Barcelony Olimpię i Filipa.
- Naprawdę cieszę się, że tu jesteście. –
powiedziała odbierając ich z lotniska – Było mi trochę smutno. Tęskniłam za
wami.
- My za tobą też,
kochana.
– przyrzekła przytulająca ją Olimpia.
- No to chodźcie,
zobaczycie, gdzie mieszkamy.
Mieszkanie nie było może ogromne,
lecz też nie małe – dwie sypialnie, salon połączony z kuchnią i jadalnią,
łazienka, winter-garten i mały balkon. Miało świetną lokalizację. Znajdowało
się nieopodal przystanku komunikacji miejskiej, a także pracy Lili. Ale chyba
najważniejszym dla naszej głównej bohaterki faktem było, że w niecałe 20 minut
można było się stąd dostać na Camp Nou. Ach, no tak, jeszcze przecież nie
wiecie, że panna Fox to zagorzała culé, a FC Barcelona to jej jedyna prawdziwa
miłość…
Hej wszystkim! Dodaję pierwszy rozdział, chociaż nie wiem, czy jest ktoś, kto to czyta, bo brak jakichkolwiek komentarzy... :( Ale może teraz coś napiszecie? Jeśli czytasz, to komentuj. :D Dla mnie każdy komentarz = motywacja do kontynuowania opowiadania.
Trzymajcie się :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz