Po pierwszym
tygodniu nowej pracy Lili czuła się już w Barcelonie bardzo dobrze, niemalże
jak w domu. W aptece jej się podobało, więc cieszyła się, kiedy szefowa –
starsza pani o nazwisku Hernández po okresie próbnym zaproponowała jej stałą
pracę. Mimo sporej różnicy wieku, kobiety dobrze się dogadywały.
By w jakiś sposób uczcić ten sukces,
Lila postanowiła kupić 3 bilety na najbliższy mecz ligowy FCB, który odbywał
się na Camp Nou. Nie była to tania sprawa, ale wystarczył jeden wyścig… Filip
był zachwycony tym wyjściem. Tylko Olimpia troszkę marudziła.
- Serio? Przyjęli
cię na stałe i dlatego mamy iść na mecz? Nie możemy, no nie wiem, iść na jakąś
imprezę? – prosiła, choć wiedziała, że nie ma najmniejszych szans na przebicie
tej dwójki.
- Olka, proszę,
daj spokój! – odpowiedziała Lili – To moje święto. A poza tym wiesz, że to moja
miłość i już od jakiegoś czasu chciałam iść na mecz. Przecież jestem już w
Barcelonie przeszło miesiąc, a nie byłam jeszcze na Camp Nou…. – rzekła smutno.
- Kochanie, zrób
to dla nas – wtrącił się Fifi.
- No dobra. – uległa
– Ale w zamian za to idziemy na jakieś wielkie zakupy.
- Nie ma
problemu. – powiedziała szczęśliwie pani magister – Mecz jest jutro, ale
dopiero wieczorem, więc możemy po śniadaniu iść na miasto.
W ten sposób cała trójka była
szczęśliwa. Nazajutrz przed południem, tak jak obiecała Lili, wybrały się we
dwie na zakupy.
- Chodź, wejdźmy
tu – poprosiła podekscytowana Olimpia.
- Serio? Od kiedy
to stać cię, żeby robić zakupy w DASH? Ten butik nie należy do najtańszych
sklepów.
- No to co?
Przynajmniej coś pomierzymy. Za to się nie płaci!
- Wariatka!
- Ale i tak mnie
kochasz – dodała z szyderczym uśmiechem blondynka.
- Cóż. Tylko ty
wytrzymujesz moje humory i miłość do piłki nożnej.
Liliana przytuliła przyjaciółkę i
weszły do sklepu markowanego przez siostry Kardashian. Tak jak Olimpia mówiła,
dużo się namierzyły, ale nie oznacza to, że niczego nie kupiły. Brunetka wyszła
z nowymi szpilkami, a blondwłosa piękność skusiła się na sukienkę maxi.
Po wyczerpującym zajęciu, jakim dla
wielu kobiet jest shopping – niektórzy uznają to już nawet za sport –
dziewczyny udały się na obiad do pobliskiej restauracji. Nie był to może zbyt
ekskluzywny lokal, ale serwowane jedzenie było wyśmienite. Obie zamówiły
calzone, a potem wypiły po sangrii. Następnie udały się do mieszkania, żeby
przygotować się do meczu.
- Co zakładasz? –
zapytała Olka.
- Mini i szpilki
– odpowiedziała Lila.
- Serio? –
otworzyła szeroko oczy jej przyjaciółka.
- A widziałaś
mnie tak kiedyś na jakimś meczu? Zakładam koszulkę klubową, dżinsy do kostki i
te granatowe trampki. Czyli normalka.
Po pół godziny przyjaciółki
skończyły makijaż i były gotowe do wyjścia. Olimpia postawiła na smoky eyes,
dżinsy i czarną bokserkę. Zaś druga z pań, jak już mówiła, ubrała się na
sportowo, a jej look dopełniał delikatnie różowy – prawie cielisty – cień do
powiek, tusz do rzęs i przezroczysty błyszczyk. No tak, może jeszcze nie
wiecie, bo narrator nie raczył o tym wspomnieć, ale Liliana nigdy nie
przepadała za zbyt krzykliwym makijażem. Za to jej znakiem rozpoznawczym były
długie rzęsy – nawet bez mascary niczego im nie brakowało, a także bardzo, ale
to bardzo długie paznokcie. Pewnie pomyślicie sobie, że miała tipsy. Ha! Nic z
tego! One były naturalne i nosiła takie od zawsze.
Po wyjściu z apartamentowca we
trójkę pośpieszyli do komunikacji miejskiej, by jak najszybciej dostać się na
stadion. Ten piękny i jedyny w swoim rodzaju stadion, na którego widok Lila i
Filip mieli minę w znacznym stopniu zbliżoną do tej, jaką ma sześcioletnie
dziecko widząc małego, słodkiego szczeniaczka. Oboje byli culés. Dla nich to
naprawdę było coś więcej niż klub.
Zespół nadawał po części sens ich życiu. Nie ma się co oszukiwać. Gdyby nie
byli fanami FC Barcelony, to nie zdecydowaliby się na przeprowadzkę w ten rejon
świata. Liliana pewnie wyjechałaby do rodziny w Szwecji, a jej przyjaciółka z
chłopakiem do zachodnich sąsiadów naszej kochanej ojczyzny.
Ale, ale… Zaczął się przecież mecz.
Stadion wypełniony po brzegi. Po wyjściu na murawę obu zespołów, rozległy się
głośne śpiewy. Morze granatowo-bordowych ludzików dumnie śpiewało hymn
Blaugrany. Kibice szaleli. Nic dziwnego, bo gospodarze bez problemu pokonali
przeciwnika zwyciężając 5:0. Claudio Bravo okazał się niepokonany, a celnie
strzelali Messi, Xavi, Suarez i Neymar Jr. – ten ostatni dwukrotnie. Niestety
wszystko co dobre, kiedyś się kończy, a więc i widowisko się skończyło, toteż
trzeba było (niechętnie) udać się do domów.
- Idźcie i
poczekajcie na mnie na zewnątrz, ok? – poprosiła zakochanych Liliana – Ja
spróbuję się dopchać do łazienki.
Kiedy wydostała się ze stadionu
musiało być już późno, bo swoje szatnie opuszczali zawodnicy Dumy Katalonii – w
tym Neymar Jr., który nie omieszkał się jej przyjrzeć. Jednak zamyślona
dziewczyna nawet nie zwróciła na niego uwagi, tylko od razu pobiegła do
czekających na nią przyjaciół.
***
Przepraszam, że taki krótki i denny, ale obiecuję, że kolejny będzie lepszy. :) Postanowiłam, że jeśli pod tym wpisem nie pojawi się choć kilka komentarzy, to raczej zawieszam opowiadanie. :( Pokażcie proszę, że tu jesteście. Nie trzeba mieć przecież konta, żeby komentować.
Trzymajcie się i do następnego :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz