Neymar obudził się z bólem gardła.
Delikatnym co prawda, ale wiedział, że nie może tego zbagatelizować. Zwłaszcza,
że jutro ważny mecz. W związku z tym pomyślał, iż w drodze na umówiony z
Alvesem obiad zajdzie do pobliskiej apteki. Miał nadzieję, że doradzą mu coś
skutecznego.
Tak jak sobie zamyślił, tak też
zrobił. Około pierwszej był już przed apteką. Bez wahania wszedł do środka.
Kolejka była niezbyt spora. Przy ladzie stała jedynie starsza pani energicznie
gestykulująca i tłumacząca coś zawzięcie aptekarce. Nie zapowiadało się na
szybkie załatwienie sprawy.
- Lil, dziecinko,
obsłuż, proszę, pana. – powiedziała farmaceutka do swojej współpracownicy –
Proszę podejść do drugiej kasy. Moja pracownica zaraz do pana podejdzie.
- Już się robi –
odrzekł starszej kobiecie, posyłając szeroki uśmiech.
- Słucham pana –
podeszła druga farmaceutka.
- To pani! – był
zdziwiony poznając w niej tę dziewczynę z meczu.
- Tak. Jak pan
widzi, nader często na siebie wpadamy. – odparła nie kryjąc uśmiechu – W czym
mogę panu pomóc?
- Otóż boli mnie
gardło i chciałbym jakieś dobre tabletki. Tylko takie naprawdę skuteczne. Mam
jutro ważny mecz i nie mogę się rozchorować – zrobił słodką minę.
- Tak, wiem.
Myślę, że coś znajdę. Momencik… O, proszę. To powinno pomóc – i wręczyła mu niewielkie
pudełeczko.
- Mam nadzieję,
że nie jest pani kibicem przeciwnej drużyny i nie ma tu szkodliwych substancji
– zażartował.
- Ależ skąd.
Jestem prawdziwą culé
i gdyby coś było z panem nie tak, nie wybaczyłabym sobie.
- A zatem cóż,
panno… Liliano, - rzekł patrząc na przypiętą do fartucha plakietkę – do
zobaczenia.
- Do widzenia i
powodzenia na jutrzejszym meczu!
- Wybiera się
pani na stadion?
- Nie, niestety
mam dyżur. Ale na pewno będę kibicować – dodała z uśmiechem.
- Trzymam panią
za słowo – i wyszedł.
- Znacie się? – zapytała
ciekawska pani Hernández.
- Nie. To znaczy…
Kilka razy na siebie wpadliśmy… - odpowiedziała nieśmiało.
- Przystojny.
- Ale to piłkarz,
proszę pani. To jest inny świat.
- Nie przesadzaj.
To są przecież normalni ludzie. Mój syn też pracuje w tej branży – starała się
ją przekonać.
- No niby tak.
Tylko, że patrzy na nich cały świat…
Kiedy tak miło gawędziły, do
właścicielki ktoś zadzwonił. Starsza aptekarka powiedziała, że owszem, wszystko
jest przygotowane i na niego czeka. Po jakiejś godzince pani Hernández
z radością wybiegła do właśnie wchodzącego bruneta i mocno go uściskała.
- Chodź kochanie,
przedstawię ci kogoś. – powiedziała, ciągnąc go w moją stronę – To jest właśnie
Lili. A to jest mój syn, Xavi.
- Ach, czyli to
pani jest tą najlepszą na świecie pracownicą, która spadła mojej mamie wprost z
nieba? – spytał szeroko się uśmiechając, a zdumiona Polka nie mogła wykrztusić
z siebie słowa. Nie mogła uwierzyć, że stoi przed nią Xavi Hernández,
jeden z lepszych piłkarzy świata, obecnie trener jej ukochanej Blaugrany i jak
się okazuje – syn jej szefowej.
- No może nie z
nieba, tylko prędzej z Polski, ale tak, to chyba o mnie panu chodzi.
– wycedziła nareszcie.
- To ja was na
chwilkę zostawię i polecę po te torby dla ciebie Xavi, a wy sobie
porozmawiajcie. Tylko synu, pamiętaj, że masz żonę!
- Przecież wiem,
mamo. – i posłał jej niewinny uśmiech – To może przejdźmy na ty, bo chyba nie
jestem jeszcze tak stary, żeby młoda dziewczyna mówiła do mnie na pan? –
zwrócił się do Liliany.
- W takim razie
wołają na mnie Lili albo Lila, jak kto woli.
- Na mnie Xavi. –
podali sobie ręce – Więc mówisz, że jesteś z Polski?
- Tak.
- Pewnie jesteś
przywiązana do piłki nożnej. W waszym kraju to podobno sport narodowy.
- Zgadza się.
Sport narodowy, tylko szkoda, że zawsze przegrywamy. No, ale cóż, taki kraj… -
westchnęła.
- Nie przesadzaj,
macie kilku dobrych piłkarzy. Na przykład Lewandowski, Piszczek, Błaszczykowski…
- I na tym się ta
lista kończy. Ale Polacy i tak ich kochają. Tą naszą drużynę. Chociaż muszę
przyznać, że kobiety lubiące ten sport, to w przypadku Polek dosyć rzadki okaz.
- A ty? Jesteś
wyjątkiem?
- Niestety tak.
- Czemu niestety?
– zapytał ze smutkiem i ciekawością w głosie.
- Bo podchodzę do
wszystkich spotkań bardzo emocjonalnie, a nasi piłkarze, jak wiesz, nie
szczędzą nam nerwów.
- No, ale skoro
lubisz nogę, to pewnie masz jakiś ulubiony zespół – podpytywał.
- Ma się rozumieć,
trenerze – posłała mu szeroki uśmiech.
- Czy mam
rozumieć, że jesteś fanką mojej drużyny?
- A to takie
dziwne?
- No niby nie,
tylko nie wiedziałem, że Polki nam kibicują. I jak mi teraz powiesz, że to
przez Messiego, to się chyba zabiję.
- Nie, to nie
przez niego – zapewniła byłego piłkarza.
- A więc, jaki
jest powód?
- Cóż… Od kiedy
obejrzałam pierwszy mecz w 2010 roku…. Po prostu zakochałam się w zespole. Wy
naprawdę stanowicie coś więcej niż klub. I tak już mi zostało. I chyba nigdy
się nie zmieni.
- Hmm. Prawdziwa
culé. A wybierasz się
na ćwierćfinał?
- Chyba obejrzę
go w TV.
- A… Posłuchaj,
mogę cię o coś zapytać?
- Nie ma sprawy,
wal śmiało – odpowiedziała.
- Może to dziwne,
ale czy umiesz robić pierogi? Te takie, jak one…
- Ruskie. –
dodała rozbawiona – Tak. Chyba każda Polka potrafi.
- Co powiesz na
wymianę handlową?
- W jakim sensie?
– panna Fox była zbita z tropu.
- Z pewnością
chciałabyś obejrzeć ćwierćfinał ze stadionu, a moi piłkarze muszą na dzień
przed meczem zjeść coś pysznego – taki nasz rytuał. Pomyślałem, że może
zgodziłabyś się zrobić 400 pierogów w zamian za 3 wejściówki VIP na mecz –
wiem, że mieszkasz tu z przyjaciółmi… - rzekł niepewnie.
- Wow… Nie
spodziewałam się takiej propozycji… Ale czemu nie?
- To umowa stoi?
– spytał uradowany.
- Powiedz tylko
kiedy i dokąd mam ci je dostarczyć.
- We wtorek, jakbyś
mogła po pracy wpaść na nasz trening. Zostawię ci tutaj karteczkę. Pokażesz ją
ochroniarzowi i cię wpuści.
- Ok. W takim
razie do zobaczenia.
I w tym właśnie momencie starsza
pani wyszła z zaplecza z jakimiś torbami, które natychmiast wziął od niej syn.
Wymienili między sobą parę zdań i piłkarz wyszedł. Reszta dnia minęła
aptekarkom spokojnie i miło.
Po powrocie do domu Lili powiedziała
o wszystkim Fifiemu i Olce, a ci ze zdziwienia wybałuszyli oczy.
- 400!? Jak ty to
zrobisz? – zapytał Filip.
- Wy mi w tym
pomożecie – odparła z uśmiechem na ustach.
A oto i kolejny rozdział dla Was. Ktoś to w ogóle czyta? :)